lis 21 2002

kochać, to takie trudne....


Komentarze: 3

No właśnie, to cholernie trudne.. Dawno nie pisałam, na tamtych blogach też, bo jakoś ie miałam weny, albo powiem inaczej, ochoty... Jednak w tym czasie wydarzyło się coś... Tzn. moze to nic takiego wielkiego, ale, hmmm.... dla mnie to bardzo dużo... No więc wreszcie udało mi się z nim zobaczyć... To było w zeszłą sobote... Tak długo na to czekałam, bo wcześniej umawiał się ze mną 3 razy, ale za każym razem coś nam przeszkodziło: w sobote 1 listopada miał remont w domu i musiał zostać, tydzień póniej okazało się, że jedzie nan narty, i również nie może, potem w poniedziałek 11 listopada, jego ojciec się rozchorował i też musiał zostać... On nie rozumiał, jak bardzo mnie za każdym razem to rozczarowywało i bolało, bo dosłownie odliczałam godziny i minuty do naszego spotkania, a tu 2 godziny przed umówioną porą dowiadywałam się, że nic z tego... To mi rozdzierało serce, ale on o tym przecież nic nie wie... Zawsze mnie przeparaszał, mówił, że mu jest głupio i przykro, ale jemu nie zależało na tym, tak jak mi...Oczywiści nie mam mu tego za złe, i nigdy nie miałam, ale tak dokońca zagoiło te rany nasze spotkanie... Kiedy za czwartym razem się umawialismy ja mu powiedziałam, że ja już nie potrafie być pewna tak jak on (za każdym razem nasze spotkanie było zaklepane na 99,9%), ale on powiedział, że to rozumie i że wystarczy, że on jest pewny. No i wreszcie ku mojemu zaskoczeniu doszło do tego... Spotkalismy się w sobote. Oczywiści nie obeszło się bez jakiś problemów :). To było tak: umówieni bylismy (jak zawsze) o 11 pod dworcem PKS. Nio i ja przyjechałam na ten dworzec. I tak czekam, i czekam oki 11:20 widze Piotrka. Przyszedł i powiedział mi, że jeszcze nic nie załatwił, bo zaspali (a miał o 9 wyjechać do Bielska, pojechać po spodnie i do fryzjera) i że musi to załatwić teraz, i czy nie mogłabym się zobaczyć z nim o 2? No więc ja mu mówię, że oki, ale żeby poszedł ze mną obczaić na przystanek czy mam jakiś autobus. No i on się zgodził, więc poszliśmy. No i sprawdziłam okazało się że jedzie o 13:30, więc na tą godzinę się umówiliśmy. On pojechal z mamą do centrum, a ja poszłam 4 km do domu na nogach, bo nie miałam autobusu. I kiedy doszłam do domu okazało się, że za 20 minut mam autobus powrotny.  :) spoko co nie. Czego ja z miłości nie robię. Jak dotarłam na ten dworzec, on też przyjechał (oczywiście nie obyło się bez 15 minut czekania na niego, a cholernie wiało tego dnia). Usiadł na ławce, chwilke porozmawialiśmy, a potem poszliśmy do mnie na nogach (te 4 km) przec całą drogę się śmialiśmy, żartowaliśmy, wspominaliśmy wakacje, nasze gadanie na gg i wogóle wszystko. Pokazałam mu gdzie mieszkam. A kiedy już do mnie doszlismy okazało się, że on za chwile musi jechać do babci, bo szliśmy 2,5 godziny :) spoko. Pojechałam z nim na to osiedle, zaprosił mnie do swojej babcie, poznałam jego mamę i kuzynów. Miła rodzinka. Chciałam wrócić autobusem, ale powiedział, że jego mama mnie podwiezie, bo on będzie miał wyrzuty sumienia, jesli mam się tłuc samochodem... Odwieźli mnie i pojechali do Bier.. Tego dnia byłam wniebowzięta... i do teraz to wspominam :) A w tą sobote prawdopodbnie znów się zobaczymy, bo on mnie prosił, żebym nagrała mu płytki i chce mi je dostarczyć. Ehhhhhh już się doczekać nie mogę... Oki kończę, bo sterasznie się rozpisałam ;p... a i tak tego nikt nie przeczyta... Papapap

kocica : :
essay writer
06 października 2011, 16:20
No właśnie, to cholernie trudne.. Dawno nie pisałam, na tamtych blogach też, bo jakoś ie miałam weny, albo powiem inaczej, ochoty...
21 listopada 2002, 16:32
No, ładny kawał prozy, nie powiem... Tylko dalej nie rozumiem, co takiego trudnego w tym kochaniu?
21 listopada 2002, 15:56
ja przeczytałam całe nie zła historyjka to ja już cpisie raz w pisałam

Dodaj komentarz